|
|
INDIANIN
Był raz sobie Indianin, który bał się swojego cienia. Błąkał się więc całymi dniami po
górskich dolinach by zgubić swój cień. Ciągle jednak mu się to nie udawało. Aż pewnego razu
tak był zmęczony podróżą, że musiał się zatrzymać. A wtedy oparł się o brzeg skały i
próbował odnaleźć swój oddech. I gdy tak prowadził owe aktywne poszukiwania zauważył, że w
dziwny jakiś sposób zdobył kontrolę nad swoim cieniem. Ten bowiem został przygwożdżony do
skały jego własnym ciałem. To odkrycie tak wstrząsnęło Indianinem, że bał się nawet
poruszyć, aby to ulotne, nie znane wcześniej uczucie nie zniknęło równie nagle jak się
pojawiło.
Po dłuższej jednak chwili ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem -Indianin zdobył się na
niewielki ruch. Mianowicie poruszył mięśniami swojej twarzy - co jak wiadomo - dla Indianina
jest oznaką wielkiego ruchu, w bojowych warunkach wręcz niedopuszczalną. A warunki przecież
były bojowe. To wojnę właśnie prowadził Indianin ze swoim cieniem. To na wojennej ścieżce
znalazł się Indianin w chwili, gdy postanowił zgubić swój cień. Swojego odwiecznego wroga,
który tropił go nieustannie przybierając czarne barwy wojenne. Tak rozmyślał sobie Indianin
trwając w bezruchu swoich kończyn.
Aż wreszcie zapragnął czegoś więcej. Oto postanowił, że podniesie dłoń z owym wykopanym
wcześniej toporem i przyszpili nim swój cień do skały. Po to, by już na zawsze tam pozostał
- ów cień, który stał mu się wręcz tak nienawistny, że musiał przez niego opuścić swoją
plemienną wioskę. I już miał podnieść swoją silniejszą dłoń, gdy nagle oślepiło go słońce.
Oto wielki promień wylał się znad skalistego zbocza niczym znak magiczny posłany odwiecznym
ramieniem wielkiego Manitou.
Indianin zadrżał przejęty bogobojną czcią należna Wielkiemu Bratu. Z niemym wyrazem twarzy
potoczył swoje spojrzenie w bok na odwieczny swój wrogi cień. I tylko, że cień ten nie
wydawał mu się już wrogi. Teraz jednak przesunął się lekko i wyglądało na to, że gotów jest
przejąć rozkazy Indianina. Oto bowiem cień stał się sługą Indianina - i to wiernym sługą.
Wiernym i dobrym - aż tak bardzo nawet, że przy odrobinie dobrej woli Indianina mógł się
stać jego przyjacielem. W każdym bądź razie nie musimy bać się przyjaciół. Indianin więc,
wsparty wielką wiarą przyjął przyjaźń swojego cienia. Opuścił więc ramię z toporem a lekko
uniósł drugie - to z myśliwskim nożem. I jednym delikatnym pociągnięciem ręki upuścił krwi
ze swojego nadgarstka. A krew spłynęła po skale na jego cień, który teraz już rozpostarł się
na ziemi. I tak oto przypieczętowana została przyjaźń człowieka ze swoim cieniem.
Aż po wsze czasy.
|
|